poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Dlaczego tu jestem?

     Jest to pytanie na które mogę odpowiedzieć krótko. Zbyt dużo wrażeń.

    Wszystko zaczęło się, kiedy nierozważnie nie dostałam się na studia. Nie zrobiłam tego specjalnie i z premedytacją, jak mogliby mi niektórzy zarzucić, ale stało się i się nie odstanie. Dalsza edukacja została zawieszona na rok, a mnie z przyczyn złośliwych los rzucił do cudownego kraju letnich upałów zwanego dalej Szwecją.
   Wszystko byłoby w porządku, gdyby wielonarodowe przedmieście Sztokholmu było bardzo jednonarodowym centrum mej kochanej rzewnymi żałobnymi łzami opłakiwanej Łodzi. Niestety tak się złożyło, że nie jest.
     Polacy, których spotyka się tutaj wielu nie przedstawiają sobą pięknej wizytówki naszego mało pięknego narodu. Boli mnie to, gdyż do tej pory myślałam, że czasami da się z nas wycisnąć coś dobrego. Widocznie te bardziej reprezentatywne elementy perfidnie pozostały w swych ciepłych i przytulnych polskojęzycznych domach, wysyłając na obczyznę elementy rzucające kurw*mi na każdym placu zabaw. Taak, sama śmietanka intelektualna popisująca się składnią i wymową.
     Poza tym Szwedzi, których w Sztokholmie pośród różnego rodzaju Polaków, Turków, Tajlandczyków, Kenijczyków, Chilijczyków, Japończyków, Rosjan, Finów, Norwegów i innej maści osobników jest jak na lekarstwo mają w głębokim poważaniu angielską składnię i wymowę. Więc o ile Szwed doskonale cię po angielsku zrozumie (tak jak francusku, rosyjsku, włosku, w hindi, czy po mandaryńsku, a nawet w języku jednego z zapomnianych plemion dorzecza Amazonki), to kiedy w tym języku przemówi, nie zrozumiesz ni słowa. Najmniejszego "yes" lub "mornin'" wypowiedzianego niedbałym śpiewnym połykającym głoski szwedzkim akcentem. Ale sami w sobie są cudownym, uprzedzająco miłym i tolerancyjnym narodem, których chęć zaprzyjaźnienia i pomocy jest godna podziwu.
     No i trzeba w końcu przyznać, że mieszka się tutaj zupełnie inaczej. Jedzenie nie to, chleba nie uświadczysz (o tym kiedy indziej, bo opowieść na kilka sążnistych notek), humor nie ten, muzyka nie ta (nic nie mam do śpiewnych, melodyjnych pieśni w takt akordeonu, ale tęskno mi za pięknymi czasami, kiedy rozkręcenie Gunsów do poziomu 32 nie było poczytywane za zbrodnię narodową) i wszystko jest inne.
Dlategoż więc, przystosowując się do nowego otoczenia, zaznajamiając się z urodą kultury i przyjemnościami, a także specyfiką Szwedzkiego Szweda i pilnując, aby zachować w sobie trochę z Polskiego Polaka, postanowiłam zdawać krótkie relacje ze wszystkich dziedzin nowego życia w nowym miejscu.
     Tym optymistycznym zdaniem kończę przydługi wstęp, który niedługo przyjmie rozmiary absurdalne i spowoduje niechęć do narzekań moich.

Tak o to rzecze Panna Grzechotka*

*Teraz każdy już wie, dlaczego grzechotka, za dużo mówię, po prostu.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Interesujące. Czekam na dalszy ciąg, w końcu nowe miejsca to nowi ludzie, nawet jeśli połykają głoski.