poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Kwestia dostępności

Do przemyśleń nad kwestią dostępności skłoniła mnie sytuacja obiadowa. 
W naszym ognisku domowym od dawna znany jest fakt, że od czasu do czasu opętuje mnie paląca potrzeba Gotowania. Potrzeba ta objawia się gorączkowym poszukiwaniem godnego wykonania przepisu obiadowego. Godny przepis zazwyczaj wiąże się z listą składników nieco dłuższą od przeciętnego dekalogu. I zazwyczaj ma w sobie jakiś frapujący składnik w bardzo wielu przypadkach nie przebywający na wyposażeniu kuchni kochanego domostwa. Czasami jest to jasny sos sojowy (nie może być sojowo-grzybowy, sojowo-rybny, ani ciemny sojowy, które przypadkiem posiadamy), czasami ocet jabłkowy lub ryżowy (bo winny nie wystarczy) itd. Tym razem jednak magicznym składnikiem była półwytrawna sherry, której chciałam użyć do sporządzenia marynaty do mięs.
Zdobycie sherry w krainie wiecznych chłodów nie jest tak proste jakby się mogło wydawać postronnemu czytelnikowi. Mianowicie:
1. Dobry, bo prosty polski sposób w postaci udania się do pierwszego w pobliżu Tesco lub Reala i zagłębienia się w dział monopolowy w celu wyszukania odpowiedniego artykułu jest bezsensownym wołaniem o litość, gdyż w Szwedzkich supermarketach na działach monopolowych możemy znaleźć trzy marki piwa i szampana bezalkoholowego. W mojej sytuacji uzyskanie wiedzy na ten temat było najgorszą wiadomością tego roku i prawie zostało okupione zaniechaniem czynności mających na celu stworzenie potrawy stulecia, jaką jest kurczak słodko-kwaśny. Ale żądza nowych doświadczeń kulinarnych był zbyt silna, więc
2. Postanowiłam odnaleźć na terenie Ognistego sklep czysto monopolowy, będąc gotową podjęcia ryzyka interpretacji wypowiedzi przeciętnego szweda posiadającego koncesję na sprzedaż alkoholu. Niestety. To również okazało się niemożliwe, gdyż kraj nie przepada za małymi firmami jednoosobowymi sprzedającymi alkohol. Kolejna koncepcja upadła, co poskutkowało powolnym roztrzęsieniem się świata mego w posadach. Jednakowoż wydarzył się cud
3. Ojcze mój, który później zwany będzie przewrotnie Władzą powrócił z pracy. Wszystko zaczęło się dobrze układać, gdy po niewielkim szantażu emocjonalnym (zabunkrowałam się w pokoju wpatrując się w ścianę, po dwudziestu minutach kazano mi się szykować do wyjścia) wyjechaliśmy do sklepu z alkoholami. Ogromna sieciówka sprzedająca wszystkie alkohole świata uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie zielonym szyldem. Rozpromieniona z powodu tak miłego powitania wbiegłam buszując sobie bezkarnie do sklepu. Władza wlokła się za mną powoli udając stateczną. Niestety nie obyło się bez potrzeby skorzystania z umiejętności interpretatorskich i poproszenia o pomoc w znalezieniu upragnionego trunku. Obiad udał się perfekcyjnie, a reszta życiowego eliksiru została ochoczo zdegustowana. Przewidujemy powtórkę.

Niestety. Władza w reakcji na moje entuzjastyczne podejście do kwestii cen trunków w Szwecji (jestem pozytywnie zaskoczona, dobre alkohole, duża gama, a pieniądze psie) z perfidnym uśmiechem poinformowała mnie, że do 21 roku życia nie mogę dokonywać zakupu w przyjaznych sieciówkach z zielonymi szyldami. Jeszcze trochę brakuje, a poza tym, od czego jest Władza?

Tako rzecze Panna Grzechotka 

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Z lekką nutką ironii na rzecz Władzy i w bardzo ciekawy sposób opisana wielka wędrówka Grzechotek w poszukiwaniu trunków szlachetnych.

Nyx pisze...

Tak właśnie myślałam, że puenta dotyczyć będzie wieku, w którym możesz sama kupować owe trunki. Mam nadzieję, że Władzę masz cierpliwą i że zniesie wycieczki do sieciówki.